Pierwsze noworoczne ciasto powinno być pełne obfitości i symbolizować pomyślność, dlatego też zanim wzięłam się za pieczenie sporo myślałam nad recepturą – jakie składniki, jakie proporcje i jakie procedury zastosować, żeby to na pewno wyszło.
Potem były zakupy – aby zrobić ciasto z czterech jaj kupiłam nową formę i flaszkę brandy! A efekt? – Myślę, że to jedno z najlepszych ciast, jakie do tej pory zrobiłam. Jest dość kosztowne (suszone owoce, miód, brandy), ale też warte grzechu. W trakcie pieczenia pachnie zwyczajnie – słodko i nieco karmelowo, ale po upieczeniu i skosztowaniu pozorne wrażenie banalności zanika, pojawia się natomiast obezwładniające bogactwo smaków. Można byłoby do tego ciasta dodać trochę cynamonu czy imbiru, jednak stwierdziłam, że kompozycja składników jest tak różnorodna, że nie będę przedobrzać.
A teraz czas na przepis. Oto ciasto, dzięki któremu poziom domowego ciepła wzrasta (dosłownie i w przenośni), a zima staje się mniej sroga :)
Składniki na 20 porcji:
– 300 g suszonych śliwek
– 200 g rodzynek (mix sułtanek, koryntek i królewskich)
– 150 g suszonej żurawiny
– 75 g kandyzowanej skórki pomarańczowej
– 1 duże jabłko (konkretnie reneta)
– 1 średnia cytryna
– 1 mała pomarańcza
– 150 g cukru
– 50 g miodu
– 100 ml brandy
– 300 g mąki pszennej
– 150 g masła śmietankowego
– 4 jajka
– 3/4 łyżeczki sody
Lista składników jest odstraszająca, ale samo przygotowanie – niezbyt skomplikowane. Jeśli mamy opanowane czynności takie jak krojenie, sypanie, mieszanie i przelewanie – na pewno damy radę. Na początku bierzemy średniej wielkości garnek. Wrzucamy do niego pokrojone śliwki, rodzynki, żurawinę i kandyzowaną skórkę pomarańczową. Potem zajmujemy się świeżymi owocami.
Cytrynę i pomarańczę bardzo dokładnie myjemy, po czym ścieramy z nich skórkę i wyciskamy sok. Z renety usuwamy gniazda nasienne i kroimy w kostkę (raczej drobną). Skórkę i sok z cytrusów oraz pokrojone jabłko wrzucamy do garnka. Dodajemy cukier, miód, a na koniec całość polewamy brandy i mieszamy. Zawartość garnka podgrzewamy, a kiedy zacznie wrzeć dodajemy masło. Gotujemy około 15 minut co jakiś czas mieszając i wdychając upajające opary ;) Pod koniec gotowanie większość płynu powinna zostać zredukowana, nie pozwólmy jednak, by całkowicie odparował. Masę owocową schładzamy (możemy zostawić ją w temperaturze pokojowej, ale znacznie szybciej będzie, jeśli wystawimy garnek na balkon). Po wystudzeniu dodajemy stopniowo, cały czas mieszając, mąkę wymieszaną z sodą oraz jajka. Dokładnie wymieszaną masę przelewamy do okrągłej formy (24 cm) pokrytej nieprzywierającą powłoką lub wyłożonej papierem do pieczenia. Tak będzie najprościej, ale możemy też użyć jakieś innej, bardziej fantazyjne formy (ja wykorzystałam zakupioną z okazji pieczenia tego ciasta tortownicę z tulejką).
Ciasto pieczemy 2 godziny w temperaturze 150°C, potem studzimy i wstawiamy do lodówki (pod warunkiem, że wcześniej nie zniknie :)). Po schłodzeniu ciasto jest jeszcze
lepsze – staje się doskonalsze w smaku, bardziej zwarte i wilgotne. Zaletą tego wypieku, poza walorami smakowymi, jest jego trwałość. Jeśli chcemy, aby przetrwało jak najdłużej należy posmarować jego wierzch alkoholem, zawinąć w folię aluminiową, zamknąć w szczelnym pojemniku i wsadzić do lodówki.
W takich warunkach ciasto zachowa świeżość nawet do 10 tygodni.
Chcesz więcej? – Popatrz >>>